Wigilia… Było popołudnie, a w sklepach i domach miasteczka zapalały się już światła. Kończył się krótki zimowy dzień. Z wielu domów zza zamkniętych okiennic dobiegał śmiech podekscytowanych dzieci.
Stary miejscowy szewc, nazywany przez wszystkich ojcem Panowem, szykował się właśnie do zamknięcia swojego małego zakładu. Przystanął na chwilę i przypomniał sobie, ile śmiechu i radości napełniało kiedyś to miejsce. Szewc miał nawet wrażenie, że czuje zapach bożonarodzeniowych ciasteczek. Wróciły wspomnienia, jak razem z żoną i dziećmi spędzali te wspaniałe święta… Teraz twarz ojca Panowa, pokryta zmarszczkami, była trochę smutna. Szewc zamknął okiennice i nastawił czajnik, żeby podgrzać kawę. Potem z westchnieniem usadowił się w fotelu. Nie czytał często, ale teraz sięgnął po starą, rodzinną Biblię i powoli wodząc palcem po tekście, czytał historię o Bożym narodzeniu, o tym, jak Maria i Józef, zmęczeni drogą do Betlejem, nie znaleźli miejsca w gospodzie, więc Jezus przyszedł na świat w stajence.
„Och, szkoda! Gdyby przyszli do mnie, oddałbym im własne łóżko, a dziecko przykryłbym ciepłym kocem, żeby nie zmarzło” – pomyślał staruszek. Czytał dalej o mędrcach, którzy chcieli poznać to nowo narodzone dziecko – Jezusa – i przynieśli mu dary. „Co ja mógłbym mu dać? Nie mam niczego odpowiedniego” – stwierdził ze smutkiem. Nagle ojciec Panow się rozpromienił. Odłożył Pismo Święte, wstał i sięgnął na najwyższą półkę po małe, zakurzone pudełko. Otworzył je, wewnątrz znajdowała się para pięknych skórzanych bucików, które zrobił przed laty. Uśmiechnął się i wzruszył… Były takie, jak je zapamiętał – najlepsze, jakie kiedykolwiek zrobił. „To byłby mój dar dla Jezusa”.
Delikatnie odłożył buciki na miejsce, usiadł i czytał dalej, ale czuł się coraz bardziej senny. Litery tańczyły mu przed oczami, więc przymknął powieki. Zasnął. Śniło mu się, że ktoś jest w jego pokoju. Od razu wiedział, że to Jezus.
– Życzyłeś sobie spotkać się ze mną – powiedział Jezus uprzejmie – a więc oczekuj mnie jutro. Odwiedzę cię w Boże Narodzenie. Wypatruj mnie. Na pewno przyjdę.
Kiedy ojciec Panow się obudził, biły dzwony, a promienie światła przenikały przez szpary w okiennicach.
– Dziś Boże Narodzenie! – wykrzyknął. Wstał i przeciągnął się, bo był trochę zesztywniały. Nagle jego twarz rozbłysła szczęściem, bo przypomniał sobie swój sen. Pomyślał, że to będzie wyjątkowe Boże Narodzenie, przecież odwiedzi go Jezus. „Jak będzie wyglądał? Przyjdzie jako małe dziecko czy jako dorosły mężczyzna? Będzie cieślą czy zjawi się jako wielki król, którym jest, jako Syn Boży? Muszę patrzeć uważnie, żeby Go rozpoznać”.
Szewc zaparzył dzbanek kawy na świąteczne śniadanie, otworzył okiennice i wyjrzał przez okno. Na dworze było pusto. Nikogo z wyjątkiem zamiatacza ulic. Wyglądał mizernie i brudno. Kto chciałby pracować w Boże Narodzenie? W taki mróz! Ojciec Panow otworzył drzwi, strumień zimnego powietrza wpadł do środka.
– Wejdź do mnie! – zawołał. – Napij się gorącej kawy. Rozgrzeje cię.
Zamiatacz popatrzył na szewca z obawą i niedowierzaniem. O niczym bardziej nie marzył w tej chwili, odłożył więc miotłę i wszedł do ciepłego pokoju. Stare ubranie mężczyzny parowało lekko w cieple pieca. Czerwone z zimna ręce obejmowały mocno kubek gorącej kawy. Ojciec Panow spoglądał na zamiatacza z radością, ale kątem oka zerkał przez okno, żeby nie przegapić wizyty oczekiwanego gościa.
– Czekasz na kogoś? – zapytał w końcu zamiatacz.
Stary szewc opowiedział mu swój sen.
– No, mam nadzieję, że przyjdzie – powiedział zamiatacz. – Dałeś mi trochę świątecznego ciepła, nie spodziewałem się czegoś takiego. Oby twoje marzenie się spełniło – dodał z uśmiechem.
Kiedy mężczyzna wyszedł, ojciec Panow zaczął przygotowywać zupę z kapusty. Wciąż jednak zerkał przez okno, żeby sprawdzić, czy ktoś nie idzie. Nikogo nie było. Po chwili jednak zauważył drobną kobietę, przechodzącą powoli od domu do domu, od sklepu do sklepu. Kiedy kobieta podeszła bliżej, szewc spostrzegł, że jest zmęczona. Na rękach niosła małe dziecko owinięte szalem. Było tyle smutku na jej twarzy, że poruszony tym ojciec Panow wybiegł na ulicę i zawołał:
– Może wejdziesz? Oboje potrzebujecie odpoczynku w ciepłym miejscu.
Młoda matka z chęcią przyjęła zaproszenie, a szewc podsunął jej fotel blisko pieca.
– Podgrzeję mleko dla dziecka – zaproponował staruszek.
Wziął je na ręce i łyżeczką podawał mu ciepłe mleko, jednocześnie ogrzewając przy piecu zimne stópki dziecka.
– Twoje maleństwo potrzebuje bucików – stwierdził.
– Nie stać mnie na to, idę do sąsiedniej wioski. Może tam znajdę pracę – odpowiedziała kobieta.
Nagle szewc przypomniał sobie o bucikach, które oglądał poprzedniego wieczoru. Ale one miały być dla Jezusa! Popatrzył jeszcze raz na stópki dziecka i podjął decyzję.
– Spróbuj założyć te – powiedział, podając matce dziecko i parę małych butów.
Piękne buciki pasowały jak ulał. Dziecko gaworzyło radośnie, a uszczęśliwiona kobieta uśmiechnęła się i powiedziała:
– Jesteś taki miły dla nas, niech Bóg ci błogosławi i spełni twoje życzenia w to Boże Narodzenie.
Ale ojciec Panow zaczął się zastanawiać, czy jego wyjątkowe życzenie się spełni… Może nie zauważył oczekiwanego gościa? Dalej wyglądał przez okno na ulicę.
Tego dnia jeszcze wielu ludzi skorzystało z uprzejmości szewca. Wielu zaprosił na kawę czy miskę zupy. Niektórych znał, innych widział po raz pierwszy. Nie było jednak tego, którego się spodziewał. Zbyt szybko zapadł zimowy zmierzch. Staruszek nie był już w stanie zauważyć nikogo na ulicy. Zresztą i tak prawie wszyscy siedzieli już w domach. W końcu ojciec Panow poszedł do swojego pokoju na tyłach warsztatu, zamknął okiennice i znużony usiadł w fotelu. A więc to był tylko sen… Jezus nie przyszedł.
Nagle poczuł, że nie jest sam w pokoju. Miał wrażenie, że w smudze światła wpadającej przez szparę w okiennicach pojawiły się twarze ludzi, których dzisiaj spotkał: zamiatacza ulic, młodej kobiety z dzieckiem i innych. Każdy z nich pytał:
– Czy nie widziałeś mnie dzisiaj, ojcze Panow?
– Kim jesteś? – zdumiał się szewc.
Odpowiedział mu ten sam głos, który słyszał we śnie – głos Jezusa.
byłem spragniony, a daliście Mi pić;
byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie;
byłem nagi, a przyodzialiście Mnie;
byłem chory, a odwiedziliście Mnie;
byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie.
(…) Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? Albo spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię, lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?
(…) Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili*.
Nagle zapadła cisza. Tylko zegar tykał rytmicznie. Wielka radość i pokój wypełniły serce Panowa.
– A jednak mnie odwiedził! Tak jak obiecał.
Lew Tołstoj
__________________________________________________________
* Fragment biblijny pochodzi z Ewangelii wg św. Mateusza 5,35-40.